FORUM SEICENTO Strona Główna FORUM SEICENTO
INTERNETOWE FORUM FIATA SEICENTO - dawne seicento.pl

FAQTANIE OC  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Tour de Crimea
Autor Wiadomość
fender 
Nałogowiec


Dołączył: 08 Paź 2007
Posty: 457
Skąd: Białystok
Wysłany: 02-09-2009, 14:00   Tour de Crimea
   Bolid: SC 1.1 MPI


Poniżej zamieszczam pierwszą część relacji z mojej podróży na Krym. Niestety cierpię na chroniczny brak czasu, toteż dalszą część oraz zdjęcia dodam kiedy tylko będę mógł. Miłej lektury.

Pomysł podróży na Krym zrodził się po tym jak wraz z moją dziewczyną natrafiliśmy na zdjęcia znajomych z wakacji. Pomyśleliśmy, że fajnie byłoby wybrać się tam we dwoje. Początkowo A. namawiała mnie abyśmy jechali pociągiem (A. nie przepada za jazdą samochodem, zwłaszcza tak długą). Początkowo pomysł był tylko marzeniem, ale stopniowo zacząłem przygotowania do podróży (i próbę przekonania, że podróż samochodem to jednak dobry pomysł:). Do wakacji było jeszcze grubo ponad pół roku, ale ja sukcesywnie przeglądałem internet w poszukiwaniu map, planów miast, opisów miejsc wartych odwiedzenia oraz wszelkich przydatnych informacji. Przed samą podróżą wiedziałem o Krymie niemal wszystko, przejrzałem chyba wszystkie dostępne strony z relacjami z podróży na Krym. Zostało tylko załatwić urlop (A. jest w tej komfortowej sytuacji, że ma trzymiesięczne wakacje), skompletować niezbędne wyposażenie, wyrobić paszporty no i w drogę!
Wyruszyliśmy z Białegostoku 10 sierpnia ok. godziny 7.00 w kierunku przejścia granicznego w Hrebennem. Początkowo zakładałem, że dojazd na przejście wypadnie ok. godziny 12.00, jednak postoje i zakupy po drodze sprawiły, że zawitaliśmy dopiero ok. godziny 14.00. Po stronie polskiej odbyło się bardzo szybko, kolejka była niewielka. Przygoda miała się zacząć dopiero przy odprawie ukraińskiej...

Najpierw pan w wojskowym mundurze wręczył jakiś tajemniczy kwitek z zapisanym numerem rejestracyjnym mojego fiacika. Następnie ustawiliśmy się w kolejce czekającej do kolejnych czterech budek. Nie bardzo orientowałem się w procedurach granicznych więc byłem lekko poddenerwowany. Należało wypełnić jeszcze karty imigracyjne. Skąd je wziąć? Od pana w wojskowym mundurze! Tzn co? Mam wracać?? Rodzinka z Łodzi, która też pierwszy raz wybrała się na Ukrainę, musiała zawrócić po magiczne karty imigracyjne. Mi udało się wyprosić dwie karty od pani Ukrainki siedzącej w jednym z kiosków. Po wypełnieniu kart, wraz z paszportami udaliśmy się do kolejnego kiosku. Tam znudzony pan odesłał mnie do innego kiosku, w którym dostaliśmy pieczątki na tychże kartach. Z podstemplowanymi kartami udaliśmy się do czwartej budki, w której to ostatecznie przybito pieczęcie w paszportach i zezwolono nam na dalszą podróż. Ogólnie cała ta procedura zajęła nam ok. godziny z racji tego iż nie wiedzieliśmy dokładnie jak ona przebiega. Miejscowym mrówkom zajmowało to nie więcej niż 15 min.

Zaraz za granicą krótki postój na tankowanie. Raj! Benzyna po 7 hr, czyli na nasze to niecałe 3zł. Na Ukrainie mają kilka rodzajów paliwa. ON (oznaczony cyrylicą jako DT), A80, A92, A95, A95euro oraz bardzo rzadko występująca A98. Początkowo zatankowałem A95euro, ale później tankowałem zwykłą A95 i auto chodziło bez najmniejszych problemów. Ze stacjami na Ukrainie jak i samym Krymie nie ma żadnych problemów. Powiedziałbym nawet, że spotyka się je częściej niż w Polsce. W dodatku występują po kilka w jednym miejscu i cena na poszczególnych stacjach potrafi różnić się o kilkanaście kopiejek. Na samym Krymie benzyna jest nieco droższa niż w środkowej części kraju.


Krótki postój gdzieś za Lwowem.

Po zatankowaniu ruszyliśmy dalej w kierunku Rawy Ruskiej i dalej Lwowa. Niestety zaraz po wyjechaniu ze stacji zatrzymał nas pan łudząco podobny do tamtejszej milicji, także z charakterystyczną biało-czarną pałką pełniącą funkcję naszego 'lizaka' (tzw. żezł - ukraińscy kierowcy życzą sobie wzajemnie: "ni ćwiaha wam, ni żezła", czyli ni gwoździa wam, ni lizaka milicyjnego - taka bardziej poetycka wersja naszego powiedzonka "szerokiej drogi")
Ów pan zapytał o zieloną kartę, oczywiście pokazałem mu, ale nawet nie zerknął. Zaczął wypytywać dokąd jedziemy i na jak długo (w karcie imigracyjnej wpisaliśmy Lwów. Gdybyśmy wpisali Krym, od razu wiedzieliby, że mamy kasiorę i można nas doić przez całą drogę - polecam wpisanie fikcyjnego adresu każdemu, kto się wybiera na Krym). Powiedział, że musimy wykupić ubezpieczenie medyczne, tzw. Ukrainemedstrach. Moje protesty, że nie potrzebuję nic takiego, gdyż mam ubezpieczenie OC, zieloną kartę i inne cuda na kiju, facet zwyczajnie olał i skierował mnie do budki, w której babeczka sprzedawała te nieszczęsne ubezpieczenia. Kosztowało mnie to chyba 40hr (obejmuje pierwszą pomoc w razie wypadku zarówno dla kierowcy jak i pasażera). Chwilę pogawędziłem z miłą panią i udałem się w dalszą podróż.
Po kilkunastu kilometrach zaczęliśmy dojeżdzać do Rawy Ruskiej. Nawierzchnia drogi zaczęła stopniowo przypominać spękaną słońcem pustynię a w końcu przeobraziła się w poligon doświadczalny jakichś nowych min przeciwpancernych. I tu należy się słowo wyjaśnienia.
Każdy kto uważa, że w Polsce mamy fatalne drogi powinien wybrać się na wycieczkę po Ukrainie. Daje sobie uciąć obie ręce do łokci, że po powrocie złego słowa nie powie na temat naszych dróg! Ukraińskie drogi kompletnie nie nadają się do jazdy - całkowicie zniszczone asfaltowe pobocza, dziury na całej szerokości drogi wielkości takiej, że pół sejka mogłoby się w nich spokojnie schować, w dodatku coś, z czym się nie spotkałem w Polsce - wybrzuszenia i muldy w asfalcie, mogące całkowicie unieruchomić auto jeśli choć na moment się zagapimy.



Niestety zdjęcia nie oddają realiów tamtejszych dróg.

Planowaliśmy krótkie zwiedzanie Lwowa, ale po wjechaniu do tej miejskiej dżungli od razu przeszła nam ochota. Drogi były jeszcze gorsze (co wydaje się niemożliwe), nie było absolutnie żadnych oznakowań poziomych, w dodatku wydawało się, że nie obowiązują tam żadne przepisy. Włączcie sobie filmiki na youtube z Indii czy podobnych państ - na Ukrainie jeździ się identycznie.
Po wyjechaniu ze Lwowa udaliśmy się w kierunku Tarnopola, Chmielnickiego i Winnicy. Droga była naprawdę męcząca zarówno dla nas jak i dla autka. Kierowcy ukraińscy to temat na osobną opowieść, jeszcze do tego wrócę. Zaczynało się ściemniać więc trzeba było poszukać jakiegoś noclegu. Jak na złość wzdłuż trasy nie znajdowaliśmy żadnych moteli (te co mijaliśmy już po samym wyglądzie dawały znać, że gdybyśmy się w nich zatrzymali to poważnie nadszarpnęlibyśmy nasz cały budżet). W którymś z miast po drodze wjechałem w jakąś wielką dziurę i myślałem, że zostawiłem w niej koła. Na szczęście nic się nie stało, ale to był znak, że musimy się absolutnie zatrzymać bo w nocy nie ma żadnej jazdy! W końcu znaleźliśmy gdzieś za Winnicą parking przy drodze. Dość duży, w dodatku z drogą dojazdową do jakiegoś pola kukurydzy, więc mogliśmy rozbić namiot i postawić auto tak, że nie było nas widać z drogi. Jakby tego było mało, na parkingu znajdował się także kanał najazdowy:).
Po krótkim i raczej mało wygodnym śnie, sprawdzeniu auta na przydrożnym kanale ruszyliśmy w kierunku Umania, gdzie wjechaliśmy na ekpresówkę do Odessy. I tu kolejny szok. Po dwa pasy w każdym kierunku odgrodzone metalową barierą, asfalt gładziutki jak stół i 250km do Odessy :) Niestety co kilka kilometrów milicja z suszarkami. Na szczęście na Ukrainie wciąż panuje piękny zwyczaj ostrzegania przed milicją długimi światłami. Jeśli widzimy, że auta z naprzeciwka błyskają absolutnie nie możemy tego ignorować. W miarę zbliżania się do Odessy droga zaczynała się już nudzić. No bo ile można jechać prosto i prosto...

Panorama Odessy

Panorama Odessy oraz Schody Potiomkinowskie.

W samej Odessie zatrzymaliśmy się aby wykąpać się w morzu i zobaczyć słynne schody Potiomkinowskie, znane z filmu "Pancernik Potiomkin". Postój w Odessie zabrał nam jakieś 3-4 h i już zaczynał się zmierzch. Do Symferopola, który był naszym punktem docelowym był jeszcze kawał drogi. Po dojechaniu do Mikołajewa było już zupełnie ciemno. Zjeżdzając lekko z górki, na wysokości jakiejś stacji benzynowej nagle autem wstrząsnęło potężne uderzenie. Najechałem na jedną z tych muld asfaltowych, o których pisałem. Byłem pewien, że rozwaliłem misę olejową, modliłem się, żeby nie zapaliła się lampka ciśnienia oleju...
Z miękkimi nogami wysiadłem z auta żeby sprawdzić co się stało. Mieliśmy dużo szczęścia, lekko zarysowałem tylko drążek stabilizatora. Jednak po tym uderzeniu miałem pewność, że wrócimy do kraju na lawecie. Tego było dość - zatrzymujemy się w pierwszym napotkanym miejscu. Był to niewielki hotelik. Cena? 300hr za dwie osoby... drożyzna, ale nie było wyjścia. Problem w tym, że nie miałem tyle hrywien. Szefowa zgodziła się abym zapłacił dolarami (40$). Mieliśmy za to iście królewski apartament. Wielkie łoże, łazienka, prysznic, kibelek, TV i klimatyzacja :)

Rano szybkie śniadanko, pakowanie i ruszamy do Symferopola. Po wjechaniu na terytorium Autonomicznej Republiki Krymskiej stan dróg nieco się poprawił. Można było już jechać względnie bezpiecznie, bez obawy o uszkodzenie auta. Oczywiście w miastach sytuacja była nieco gorsza.
Symferopol to stolica Krymu. Jest to też węzeł komunikacyjny całego półwyspu. Ogromne miasto, ogromny ruch i znów zero zasad. Dojechaliśmy w okolice dworca kolejowego (Ż-D Wokzał - pytajcie o niego to na pewno traficie), który zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Ogromny gmach, perony i te potężne pociągi. Przy tych ruskich lokomotywach czułem się jak mały chłopiec.
Na dworcu od razu obskoczyli nas naciągacze proponując podwiezienie, nocleg oraz Bóg wie co jeszcze.. Ogólnie na Krymie nie ma co się martwić o kwatery. W okolicach dworców jest pełno ludzi z karteczkami na szyi 'zdam żiliu', 'zdam kwartiru'.. wystarczy stać w miejscu i udawać zdezorientowanego (co w naszym przypadku było stanem naturalnym:) - kwatera znajdzie się sama. A i owszem - po chwili za 200hr mieliśmy pokoik z łazienką pod klucz 5 minut spacerem od dworca. Teraz wiem, że przepłaciliśmy i to sporo, można znaleźć o wiele tańsze noclegi, w zależności od miejsca, warunków itp.
Po jednej nocy postanowiliśmy wyruszyć do Bakczysaraju. Symferopol to zbyt wielkie i gwarne miasto na wypoczynek, choć warto poświęcić jeden dzień na spacer po centrum. Bakczysaraj powitał nas po niecałej godzince jazdy. I tu uwaga - to miasto naciągaczy. Co kilka metrów stoją ludzie w kamizelkach odblaskowych i zatrzymują pojazdy. Są to parkingowi, którzy za wszelką cenę chcą abyście koniecznie zaparkowali u nich i oczywiście każdy zarzeka się, że od nich jest tylko 5 min. spacerkiem do interesujących nas miejsc. Tych ludzi należy najzwyczajniej olać i jechać przed siebie do wybranego celu (Uwaga: mogą być bardzo nachalni!).
Bakczysaraj to chyba najładniejsze miejsce na Krymie, w którym byliśmy. Spędziliśmy tam 4 dni, ale teraz stwierdziliśmy, że to zdecydowanie za krótko. Warto tam zobaczyć pałac Chanów, Skalne Miasto Czufut - Kale, po drodze jeszcze Monastyr Uspieński (wykuta w skale cerkiew) i oczywiście obejrzeć sam Bakczysaraj. Polecam wybrać się do jednej z licznych restauracyjek w okolicach pałacu. Można tam zjeść w tradycyjnym karawan-saraju, czyli czymś w rodzaju łoża połączonego ze stołem, przy którym je się siedząc po turecku, lub w pozycji pół-leżącej bez obuwia na poduchach. W niektórych lokalach za możliwość takiej biesiady dopłaca się do rachunku ok 10% a w niektórych jest to w cenie posiłku. Do zjedzenia polecam przepyszny płow, czyli ryż z baraniną i przyprawami, różnego rodzaju pielmieni i warienki (pierogi) oraz zupy. Do obiadu warto też zamówić szklankę kwasu chlebowego (pychota - nie taki jak ten nasz sklepowy, przeraźliwie słodki i mocno gazowany) lub jeśli nie musimy nigdzie jechać - piwko - polecam piwa niefiltrowane Bile (Białe).


W takich okolicznościach przyrody przyszło nam mieszkać w Bakczysaraju :) (nasza kwatera znajdowała się 50m dalej)


Czufut-Kale


Meczet na terenie Pałacu Chanów

Ostatniego dnia pobytu wyruszyliśmy do położonej opodal wsi Sokolnoje. Jadąc przepiękną malowniczą trasą dojeżdzamy do wsi, a następnie jeszcze kilka kilometrów górskimi serpentynami dojeżdza się do Balszoj Kanion Krima, czyli Wielkiego Kanionu Krymu. Wstęp na teren tego niesamowitego miejsca kosztuje 15hr/os ale naprawdę warto. Urodę tego miejsca psują niestety rosyjscy turyści, na których patrzyłem z przerażeniem, gdy w klapkach i z reklamówkami skakali po górskich ścieżkach. Zdażały się też panie w bucikach na obcasie.
Na końcu szlaku znajduje się tzw. Wanna Młodości, czyli niewielkie jeziorko, w którym wg legendy, zanurzenie się gwarantuje zdrowie i młodość (temperatura wody latem wynosi ok. 9*C). Wyobraźcie sobie nasze polskie Tatry - dochodzicie do Morskiego Oka i.... Nagle Waszym oczom ukazuje się widok obszarpanych straganów, 'ogródków piwnych' zrobionych z folii budowlanej, rosyjskich turystów (w klapkach, a jakże!) porozkładanych na ręcznikach, pijących wszelkie możliwe napoje wyskokowe. Jeśli zignorować wszystkie te 'okoliczności przyrody' to samo miejsce robi naprawdę ogromne wrażenie.


Balszoj Kanion Krima
_________________



A czy Ty masz już darmowe assistance?
 
 
TresH 
Nałogowiec
Spamer Przodowy!


Wiek: 32
Dołączył: 01 Sie 2009
Posty: 381
Skąd: south west
Wysłany: 02-09-2009, 22:43   
   Bolid: sc


fender ładnie ładnie :) a ile w sumie jakby zliczyć wszystko wyszło :) i ile kilometrów :) Ładna wycieczka hehe :) Pamiątka na całe życie :)
_________________
"...bo tak naprawdę niema nic lepszego niż iść do auta i wrócić uwalony smarem i olejem..."
 
 
Łukasz 
AntyToyotowy

Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 2476
Skąd: Katowice
Wysłany: 02-09-2009, 23:08   
   Bolid: Ford Focus Kombi 1.6 zetec 2004r. 152 k km


wielki szacun...
_________________

 
 
kevlar 
Szukam fiatów i innych gratów.


Dołączył: 07 Wrz 2008
Posty: 303
Skąd: 52°16'N 20°27'E
Wysłany: 03-09-2009, 08:26   
   Bolid: SC900, SC1100, Multipla


Bardzo ciekawa i rzeczowa relacja. Super!!!
_________________
SC 900 -> VW ->
 
 
blondas 
Podróżnik

Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 549
Skąd: kocialin
Wysłany: 04-09-2009, 15:08   
   Bolid: seicento


przede wszystkim przepieknie napisane..to jest to,czego ja nie lubie robic po podrozach ale sie bede musial nauczyc :grin:
mam od kogo!
wielki szacun za podroz za wschodnia granice!
jezdzenie po dobrych niemieckich i zachodnioeuropejskich drogach to juz zaden wyczyn :grin:
bylem na wschodzie tylko raz ale po przejechaniu 45km sie wrocilem gdyz szkoda mi bylo samochodu :wink:
 
 
fender 
Nałogowiec


Dołączył: 08 Paź 2007
Posty: 457
Skąd: Białystok
Wysłany: 04-09-2009, 15:21   
   Bolid: SC 1.1 MPI


Dziękuję wszystkim!

Nie mogę się zebrać żeby dokończyć relację, a jeszcze sporo zostało.. No i zdjęć mnóstwo.

Może w następnym tygodniu jakoś pomału dokończę.
_________________



A czy Ty masz już darmowe assistance?
 
 
kevlar 
Szukam fiatów i innych gratów.


Dołączył: 07 Wrz 2008
Posty: 303
Skąd: 52°16'N 20°27'E
Wysłany: 04-09-2009, 17:05   
   Bolid: SC900, SC1100, Multipla


blondas napisał/a:
przede wszystkim przepieknie napisane..to jest to,czego ja nie lubie robic po podrozach ale sie bede musial nauczyc :grin:
mam od kogo!
wielki szacun za podroz za wschodnia granice!

To ucz się i bierz przykład. ;)
Jestem przekonany że drzemie w Tobie wielki potencjał tylko musisz wziąść się za pisanie. :)

[ Dodano: 04-09-2009, 17:08 ]
fender napisał/a:
Dziękuję wszystkim!

Nie mogę się zebrać żeby dokończyć relację, a jeszcze sporo zostało.. No i zdjęć mnóstwo.

Może w następnym tygodniu jakoś pomału dokończę.


Fender proszę weź się zbież i nie trzymaj nas w napięciu. Takiej świetnej relacji nie zatrzymasz chyba tylko dla siebie?
_________________
SC 900 -> VW ->
 
 
TresH 
Nałogowiec
Spamer Przodowy!


Wiek: 32
Dołączył: 01 Sie 2009
Posty: 381
Skąd: south west
Wysłany: 04-09-2009, 20:34   
   Bolid: sc


fender naprawdę wielki szacunek za relacje i wogle zdjęcia :) Proszę o kolejną część relacji bo bardzo mnie zainspirowała twoja wyprawa :) A jak autko się spisało ??? zadnej awarii mam nadzieje :)
_________________
"...bo tak naprawdę niema nic lepszego niż iść do auta i wrócić uwalony smarem i olejem..."
 
 
fender 
Nałogowiec


Dołączył: 08 Paź 2007
Posty: 457
Skąd: Białystok
Wysłany: 06-09-2009, 15:05   
   Bolid: SC 1.1 MPI


Poniżej dalszy ciąg i nowe zdjęcia z wyprawy.

Po wycieczce do Kanionu wróciliśmy do Bakczysaraju tą samą drogą, czyli niezwykle malowniczą trasą T-0117. Z tego co wyczytaliśmy w przewodniku, nie jeżdzą nią autobusy i niezmotoryzowanym turystom serdecznie współczuję - widoki na tej trasie zapierają dech w piersi.



Trasa T-0117 - Bakczysaraj-Jałta

Kolejnym żelaznym punktem naszej wyprawy był Chersonez Taurydzki - jeden z najwspanialszych zabytków Krymu wpisany na listę UNESCO. Są to ruiny starożytnego miasta zlokalizowanego tu od 422r p.n.e do 1475 r. Wstęp kosztuje chyba 20hr za osobę dorosłą, ale warto zobaczyć to miejsce. Oczywiście także tu spotkamy masę turystów z Rosji a co za tym idzie - mnóstwo śmieci, alkoholu, nieśmiertelne zestawy klapki+reklamówka oraz włażenie gdzie się da (i gdzie się nie da też), dotykanie eksponatów i ogólny brak poszanowania dla własnego dziedzictwa. Normą jest wchodzienie na pozostałości ruin w celu zrobienia sobie zdjęcia w stylu "patrzcie, wlazłem sobie na antyczną kolumnę!". Częściowo jest to spowodowane specyfiką tamtejszych władz i zarządców tego typu obiektów - wygląda to tak jakby nikt nad tym nie panował. Nie ma jakichś jasno określonych szlaków, ścieżek, kierunków zwiedzania.. Po prostu - jeśli dasz radę tędy przejść - to to jest właśnie szlak. Tyczy się to zarówno obiektów muzealnych jak i przyrodniczych.
Ale wracając do Chersonezu - jest to naprawdę piękny zabytek, niezapomniane widoki na morze. To właśnie tu znajduje się chyba najbardziej charakterystyczny obiekt Krymu - stojąca na wybrzeżu kolumnada zbudowana przez Rosjan w I połowie XIX w.


Jeden z najbardziej rozpoznawalnych obiektów Krymu


Panorama jest trochę za duża i rozwalała stronę. Kliknij aby zobaczyć ją w oryginalnym rozmiarze.
A tu druga panorama


Warto jeszcze wspomnieć o samym mieście, w którym znajduje się Chersonez, czyli o Sewastopolu. To całkiem ładne miasto, którego wielkość to podobno połowa powierzchni Moskwy (ja jakoś nie odczułem tego, być może dlatego, że prawie się nie pogubiliśmy i nie zapuszczaliśmy się wgłąb). Przewodnik Pascala straszył, że to bardzo niebezpieczne miasto, szczególnie nocą. Ponoć straszną plagą są tu morderstwa i gwałty. Być może dlatego, że Sewastopol to port wojenny i to dość specyficzny, gdyż w jako jedynym na świecie stacjonuje flota dwóch państw - Ukrainy i Rosji. W ogóle miasto sprawia wrażenie nieco odmiennego od reszty miast Ukrainy. Widać tu na każdym kroku flagi rosyjskie, marynarzy w rosyjskich mundurach, a język ukraiński jest tu słyszany rzadziej niż angielski. Miejscowi mówią, że Sewastopol to już nie Krym, to nawet nie Ukraina tylko prawdziwie ruskij gorod.
Odwiedziliśmy tu też Muzeum Floty Czarnomorskiej przy ul. Lenina 11. Niestety zawiodłem się, mimo iż w środku można zobaczeć mnóstwo ciekawych eksponatów (utrzymanych w konwencji militarystyczno-kombatanckiej). Liczyłem, że zostaniemy także wpuszczeni na teren portu i będziemy mogli zwiedzić okręty, jednak muzeum czynne było tylko do 17.00 i kazano nam opuścić teren. No trudno, zobaczyłem chociaż modele okrętów, które i tak robiły wrażenie.


U nich wszystko balszoje.

Po powrocie do Bakczysaraju - naszej bazy wypadowej, postanowiliśmy trochę poleniuchować i zrobić zakupy jako że to była nasza ostatnia noc w tym mieście. Chciałem koniecznie kupić bakczysarajski czaj na trawach, czyli herbatę ziołową sporządzaną z tutejszych ziół rosnących w górach. Można ją kupić na niemal każdym straganie, a spróbować jej można, a nawet trzeba, w każdej restauracji w Bakczysaraju. Wystarczy poprosić o 'czaj zdarowie', zdrawotnyj, albo po prostu - czaj na trawach. Przedtem jednak kupiliśmy sobie po szaurmie, czyli miejscowy kebab, zawijany w placek podobny do tortilli. Gdy czekaliśmy na jedzonko usłyszeliśmy obok rozmowę w języku polskim (tak to już jest, że jak człowiek wyjeżdza poza granice kraju to niesamowicie cieszy go gdy spotka rodaka lub chociaż na trasie zobaczy auto na polskich tablicach:) ) Obok nas stał dość niechlujnie wyglądający człowiek sprzedający herbatę ziołową oraz dwoje młodych ludzi. Po krótkiej rozmowie dowiedzieliśmy się, że to Polacy, którzy również podróżują po Krymie, tylko że pociągami. Co więcej - ów sprzedawca również okazał się Polakiem. BYł to pan Leon Jabłoński, stary zielarz, który został przesiedlony na Krym spod Tarnopola, a wcześniej z Wieliczki. Jeśli go spotkacie, poświęćcie mu trochę czasu - Was nic to nie kosztuje, a jemu będzie bardzo przyjemnie. Opowie wam swoją historię, pomoże w załatwieniu noclegu, podzieli się jedzeniem. To bardzo ciepły człowiek, niestety ciężko doświadczony przez los i zmuszony do ciężkiej pracy. Całe lato zbiera i sprzedaje zioła aby się utrzymać, gdyż renta w wysokości 370 hr miesięcznie (niecałe 150zł) nie wystarcza (A. miała łzy w oczach, gdy pan Leon opowiadał, że chciałby sobie kupić okulary korekcyjne, które są dla niego za drogie i kosztują coś koło 100hr). Warto więc kupić coś od niego, nawet jeśli nie bardzo tego potrzebujecie - zawsze można komuś oddać w prezencie po powrocie. Ceny ma śmiesznie niskie.
Ostatni wieczór upłynął nam na rozmyślaniu o losie pana Leona i planowaniu dalszej podróży. Postanowiliśmy udać się do Sudaku ale wcześniej zobaczyć Gasprę oraz przejechać Ju-Be-Ka, czyli Jużnyj Bierieg Krima (Południowe Wybrzerze Krymu).

Wczesnym rankiem (czyli ok. godziny 12.00) ruszyliśmy wspomnianą drogą T-0117 w kierunku Jałty. Droga ta prowadzi przez wieś Sokolinoje, czyli tam, gdzie znajduje się Wielki Kanion Krymu, i ciągnie się dalej przez góry aż do Jałty. Nawigacja obliczyła trasę Bakczysaraj - Sudak (120km) na niecałe 2 godziny... Po dwóch godzinach to my byliśmy dopiero przed Jałtą. Ciągnące się górami serpentyny skutecznie ograniczały prędkość podróżną do ok 40km/h. W dodatku na niektóre wzniesienia trzeba było się wspinać na drugim biegu. Niedogodności te rekompensowały Widoki za oknem!


Tam na dole to już Jałta

Głodni i już lekko zmęczeni upałem i podróżą dotarliśmy do Gaspry. Znajduje się tu jeden z symboli Krymu - neogotycki zameczek zbudowany przez bakijskiego barona naftowego w 1911r, tzw Lastoczkino Gniezdo (Jaskółcze Gniazdo). Całość pasuje tu jak świni chomąto a mimo to turyści walą tłumami żeby zobaczyć to cudactwo. Obecnie znajduje się tam restauracja a mimo to za wstęp płaci się jakieś symboliczne grosze. Naszym zdaniem o wieeeeele bardziej interesujące są widoki z tarasów, czyli tzw. płaszczatek, znajdujących się po drodze to tego zameczku z Disneylandu. Gdyby nie to, że Gaspra znajduje się po drodze do Sudaku, byłbym zły, że straciliśmy czas.


Czy warto jechać tylko po to by zobaczyć zamek z klocków Lego?


Ale dla takich widoków na pewno warto!


To na dowód, że naprawdę tam byłem:P

Kilka kilometrów za Gasprą przywitała nas Jałta - pięknie położone miasto, niestety strasznie zatłoczone, wąskie uliczki i tłumy ludzi nie zachęcają do wypoczynku. W dodatku jest tam przeraźliwie drogo - nic dziwnego bo przyjeżdzają to bogaci turyści z Rosji. W mieście nawigacja trochę zgłupiała i przez nią straciliśmy chyba z godzinę na wydostanie się z tego kotła. Ruszyliśmy dalej na wschód drogą P-08 cały czas wzdłuż brzegu Morza Czarnego. Trasa wiła się przez góry. Strome podjazdy i jeszcze większe spadki. Jeśli ktoś nie umie hamować silnikiem to spali hamulce po kilku kilometrach. Ta trasa, mimo, że nawierzchnia jest całkiem przyzwoita, była nie lada wyzwaniem dla naszego sejka. Żal było słuchać jak na podjazdach zawory grały uwerturę do Wilhelma Tella. W połowie trasy, po kilku godzinach jazdy (tak!), A. źle się poczuła więc postanowiliśmy zrobić postój i korzystając z okazji odświeżyć się nieco w morskiej wodzie. Przed miejscowością Morskoje, jakieś 20km przed Sudakiem znajduje się wspaniała plaża. Co w niej takiego wspaniałego skoro co kilka kilometrów są plaże ciągnące się w nieskończoność? A no to, że jest pusta:) Być może dlatego, że na plaży znajdują się drobne kamyczki zamiast piasku, a w wodzie tuż przy brzegu leżą dość spore kamienie. I co z tego?? Tu jest pusto i spokojnie :) Kamyczki zamiast piasku, ale przynajmniej czyste, nie walają się pety, butelki, papiery. I tylko kilkunastu plażowiczów a woda ciepluteńka.


Na pierwszym planie narrator, dalej wieloryby a w tle Morze Czarne;)

c.d.n. :)
_________________



A czy Ty masz już darmowe assistance?
Ostatnio zmieniony przez fender 07-09-2009, 10:19, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
TresH 
Nałogowiec
Spamer Przodowy!


Wiek: 32
Dołączył: 01 Sie 2009
Posty: 381
Skąd: south west
Wysłany: 06-09-2009, 17:55   
   Bolid: sc


fender wielki szacun dla ciebie za relacje :D A jak autko się spisało nie było żadnych przygód oprócz tej jednej ???
_________________
"...bo tak naprawdę niema nic lepszego niż iść do auta i wrócić uwalony smarem i olejem..."
 
 
fender 
Nałogowiec


Dołączył: 08 Paź 2007
Posty: 457
Skąd: Białystok
Wysłany: 06-09-2009, 23:58   
   Bolid: SC 1.1 MPI


Oprócz dwóch ;)

Raz myślałem, że straciłem oba koła, drugim razem byłem pewny, że rozwaliłem misę. Auto aż podskoczyło. Wczoraj obejrzałem dokładnie i okazało się, że przywaliłem podłogą, wgniecenie na profilu wielkości 5cm2. Nie wiem jakim cudem nic więcej nie ucierpiało.

Poza tym auto szło jak przecinak, bez najmniejszego zająknięcia. Po prostu - jak się dba to się ma :wesoly:
_________________



A czy Ty masz już darmowe assistance?
 
 
blondas 
Podróżnik

Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 549
Skąd: kocialin
Wysłany: 07-09-2009, 03:58   
   Bolid: seicento


fender napisał/a:
Po prostu - jak się dba to się ma

dlatego ja NIGDY nie zabieram ze soba nawet srubokreta w droge.poprostu jestem autka tak pewien ze nie zabieram dodatkowego balastu w podroz.
musze Ci Fender napisac iz Ty i Kevlar natchneliscie mnie do pisania i polowa opisu mego wyjazdu na islandie gotowa :)) wkrotce premiera!
najtrudniejsze w tym jednak to iz z polskimi znakami to robie a nie przyzwyczajony do tego jestem :roll: :lol: :lol: :lol:
 
 
gruby666 
nówka sztuka ;)

Dołączył: 01 Lut 2009
Posty: 28
Skąd: Szczecin
Wysłany: 07-09-2009, 08:00   
   Bolid: van 1.1


też byłem w tym roku tam i nawet jechałem ta sama trasa co Ty, tylko zamiast na Odesse, to odbiłem na Symferopol, z niecierpliwoscią czekam na ciag dalszy, bo nie wiem czy dojechales tam gdzie ja, czyli na Mierzeję Arabcką :grin: . Ja koncze właśnie swoją relację, ale nie wiem czy moge ja tu zamieścić, bo nie jechalem sejkiem, tylko z bratem jego autem...
_________________
"...w życiu piękne są tylko chwile..."
 
 
fender 
Nałogowiec


Dołączył: 08 Paź 2007
Posty: 457
Skąd: Białystok
Wysłany: 07-09-2009, 10:23   
   Bolid: SC 1.1 MPI


blondas napisał/a:
musze Ci Fender napisac iz Ty i Kevlar natchneliscie mnie do pisania i polowa opisu mego wyjazdu na islandie gotowa :)) wkrotce premiera!


Pisz pisz :) Ja Ci powiem, ze m.in. Twoje wyprawy zainspirowały mnie do zorganizowania własnej.
_________________



A czy Ty masz już darmowe assistance?
 
 
jerzyk 
Loża szyderców


Wiek: 46
Dołączył: 28 Paź 2005
Posty: 2692
Skąd: Łódź
Wysłany: 07-09-2009, 10:59   
   Bolid: Audi


znaczy, ze nakręcacie się nawzajem :))
_________________

 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group - Mapa Forum