FORUM SEICENTO Strona Główna FORUM SEICENTO
INTERNETOWE FORUM FIATA SEICENTO - dawne seicento.pl

FAQTANIE OC  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Tour de Montenegro
Autor Wiadomość
fender 
Nałogowiec


Dołączył: 08 Paź 2007
Posty: 457
Skąd: Białystok
Wysłany: 27-07-2010, 20:19   Tour de Montenegro
   Bolid: SC 1.1 MPI


Być może niektórzy zauważyli moją dłuższą nieobecność na forum spowodowaną urlopem (nie, nie przymusowym:). A gdzież to pan fender się podziewał, zapytacie? A no po ostatniej wyprawie na Krym, którą zresztą opisywałem na tym forum, zapragnąłem poznać nieco bardziej egzotyczne zakątki Europy. Wybór padł na Bałkany, a konkretnie - Czarnogóra. Niewielkie państewko powstałe w wyniku rozpadu Jugosławii, graniczące od północy z Bośnią i Hercegowiną oraz Chorwacją, z Serbią i Kosowem od wschodu i z Albanią od południa. Czarnogórę od zachodu obmywa Adriatyk, którego linia brzegowa wynosi 293km z czego 73km to plaże. Państwo zajmuje obszar niecałych 14.000km2 więc cała Czarnogóra jest mniejsza niż województwo lubuskie. Liczbę ludności całego kraju szacuje się na ok 625.000 mieszkańców. Niemal cały kraj to tereny górskie.

Pomysł podróży do Montenegro powstał mniej więcej zaraz po powrocie z Krymu. Stwierdziłem, że skoro tam dojechałem i wróciłem bez większych problemów to nie ma co się bać. Podobnie jak w roku ubiegłym, w podróży towarzyszyła mi moja dziewczyna. Wybraliśmy się oczywiście moim dzielnym sejkiem (opcja wycieczki z biurem podróży w ogóle nas nie interesowała). Po zaklepaniu terminu urlopu zacząłem intensywne przygotowania do wyjazdu, czyli zbieranie informacji na temat kraju, szukanie map, ciekawych miejsc - słowem wszystkiego co mogłoby się przydać. Bardzo pomocne okazało się forum mojebalkany.com , na którym znalazłem mnóstwo przydatnych rzeczy.

Początkowo mieliśmy wyjechać w poniedziałek 5 lipca, ale w niedzielę A. pracowała w komisji wyborczej i w związku z tym wróciła późno do domu. Wyjazd trzeba było przełożyć na wtorek.


Moje klamoty już gotowe;)

6 lipca wcześnie rano zapakowaliśmy się do sejka, ustawiłem nawigację i ruszyliśmy w kierunku Barwinka. Zdecydowałem się na trasę przez Lublin i Rzeszów bo z Białegostoku było tędy najszybciej. Po paru godzinach zatrzymaliśmy się na granicy polsko-słowackiej aby wykupić winietę. Wprawdzie Słowację przejechaliśmy w niecałe 3 godziny, w dodatku tylko krótki odcinek autostradą, ale płacić i tak trzeba (ok 50zł winieta na miesiąc). Po słowackich drogach jechało mi się nieco lepiej, z pewnością dlatego, że nie ma co chwila ograniczenia do 50km/h czy fotoradarów w niedorzecznych miejscach.

Zrobiło się chłodniej i zaczęło padać. Kiedy wyjeżdzaliśmy z Białegostoku o 7.30 było tak gorąco, że ledwo dało sie wytrzymać. (ja, bardzo mądrze, nałożyłem tego dnia czarną koszulkę polo...). Gdzieś na autostradzie między Presovem a Koszycami zaczęło tak lać, że wycieraczki ledwie nadążały. W dodatku nieźle się wystraszyłem bo w pewnym momencie auto przestało reagować na gaz i zupełnie straciło moc (kilka dni wcześniej źle ustawiłem znaki przy wymianie paska rozrządu i miałem identyczne objawy). Nieźle się wystraszyłem bo myślałem, że staniemy na środku autostrady w tej ulewie i nici z wakacji... na szczęście okazało się, że spadek mocy był chwilowy, w dodatku spowodowany wodą:) Na autostradzie było jej tyle, że po prostu opony nie nadążały jej odprowadzać i auto zwyczajnie nie chciało przyspieszać (Dębica to zło!).


Tak mniej więcej wyglądała nasza trasa pierwszego dnia - jakieś 900km

Kolejny przystanek zrobiliśmy na granicy węgiersko-słowackiej. Tu też trzeba było kupić winietę. Niestety nie taką naklejaną na szybę a po prostu zwykły paragon fiskalny. Po opłacie, numer rejestracyjny jest wciągany do systemu i już. Koszt - 7,5 euro za 4 dni. Tu chciałbym wspomnieć, że język węgierski to chyba najmniej zrozumiały język na świecie:) Całe szczęście, że pani w okienku mówiła trochę po słowacku to jakoś udało mi się z nią dogadać. Poszukajcie sobie na youtube kabaret Mumio i skecz pt 'Węgierski blues' - zobaczycie o co mi chodzi.
Ten kompletnie nieprzyswajalny wg mnie język rekompensuje infrastruktura drogowa Węgier. Coś pięknego. Wspaniałe autostrady, co kilkanaście km parkingi z toaletami, bieżącą wodą, stolikami i miejscami na posiłek. Po prostu Europa.


Hotel seicento*****


Motyw patriotyczny musi być

Jako że zaczynało robić się ciemno a na liczniku nakręciłem już ok 900km tego dnia, postanowiliśmy zatrzymać się na nocleg. Wybraliśmy parking przy autostradzie i postanowiliśmy przespać się w aucie. Wszystko byłoby fajnie gdyby nie to, że mam dość płytki sen i co chwila budziły mnie auta, które też zatrzymywały się na postój. Wstaliśmy wcześnie rano i po porannej toalecie ruszyliśmy dalej. Przed nami było jeszcze drugie tyle trasy..
Z godziny na godzinę robilo się coraz goręcej i kiedy dojechaliśmy do granicy z Serbią było już naprawdę gorąco. Po odstaniu kilkunastu/dziesięciu minut panowie pogranicznicy, najpierw węgierski, potem serbski, wbili pieczątki w nasze paszporty i mogliśmy ruszać dalej.


Drugiego dnia na spokojnie..

Wjechaliśmy na terytorium Serbii. Prawdę mówiąc, sam nie wiedziałem czego się spodziewać po tym kraju. Właściwie niewiele o nim wcześniej wiedziałem poza tym, że należał do Jugosławii i jeszcze niedawno trwała tu wojna. Aha, no i Kosowo oczywiście. Moje obawy dość szybko się rozwiały. Okazało się, że to zupełnie normalny kraj, w dodatku bardzo piękny. I tak moi drodzy - możemy im pozazdrościć dróg... ech. Wszędzie można tylko nie u nas..
Z Suboticy do Nowego Sadu dojechaliśmy płatną autostradą (3,5 euro) a potem do Belgradu (2,5 euro). Stolica Serbii nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia.. Zwyczajne miasto, dość gwarne, szare, brudne. Moja A. chciała żebyśmy zwiedzili stolicę ale ja nie lubię się pchać do centrum nieznanych mi miast. Ruszyliśmy więc dalej w kierunku Cacaka. Tam, wg informacji na wspomnianym wyżej forum, znajdował się motel, w którym chciałem zatrzymać się na drugi nocleg. Wprawdzie była dopiero godzina 15.00 ale praktycznie już za Belgradem zaczynały sie górki, więc wolałem atakować góry wypoczęty i bez pośpiechu. Motel okazał się bardzo przytulny, w dodatku w cenie pokoju była możliwość zaparkowania auta w garażu:) Cena za osobę - 10 euro. Jako, że było jeszcze dość wcześnie, postanowiliśmy zwiedzić okolicę. Poza wiszącym mostem nie było tu nic więcej do oglądania (motel znajdował się poza miastem) więc zrobiliśmy kilka zdjęć i wróciliśmy do pokoju.


Belgrad


Monastyr w Kovilju


Wnętrze kapliczki przydrożnej


Ikony w kapliczce


A to już Cacak, niedaleko naszego motelu znajdował się taki oto wiszący most. Oj kręciło się w głowie

Nazajutrz wypoczęci podekscytowani ruszyliśmy dalej. Z każdym kilometrem trasa stawała się coraz bardziej ciekawsza. Ma się ochotę co chwila zatrzymywać i robić zdjęcia, krajobrazy są przepiękne. Droga wije się pośród gór, prowadzi przez niezliczoną ilość tuneli wydrążonych w skałach, tuż obok płyną rwące potoki albo jedzie się na krawędzi przepaści. To niestety trzeba zobaczyć samemu bo żadne zdjęcia ani filmy tego nie oddadzą.


No to jedziemy dalej


Kolejny postój w trasie


Panorama górska (do otworzenia potrzebny jest flash player)

W końcu dojechaliśmy do granicy z Czarnogórą. Muszę przyznać, że pierwszy raz widziałem taki posterunek w górach:) Obawiałem się też czy Czarnogórcy nie będą robić problemów przy wjeździe do ich kraju. Naczytałem się sprzecznych informacji na temat Zielonej Karty i problemami jeśli ktoś miał kartę starego typu z oznaczeniem SCG zamiast SRB (do 3 czerwca 2006 Serbia i Czarnogóra była jedną republiką). Na szczęście pogranicznik nawet nie spojrzał na moją ZK tylko rzucił okiem na dokumenty pojazdu, wbił pieczątki do paszportu i mogliśmy jechać dalej. Wcześniej jednak musieliśmy wykupić rodzaj winiety - opłatę ekologiczną zezwalającą na wjazd na teren Czarnogóry - jedyne 10 euro. Ważna przez rok.


Gdzieś nad górskim jeziorem


A to już Montenegro


Takie tam widoczki..


Opuszczona stacja na czynnej trasie kolejowej


Gdzieś w trasie

Jako że głód dawał o sobie znać coraz bardziej, postanowiliśmy się zatrzymać w przydrożnej restauracji na obiad. Po pysznym i sytym posiłku ledwie mieliśmy siły jechać dalej:) No ale zostało jeszcze jakieś 300 km a przez góry to ok 6-7h jazdy. Dotarliśmy do Podgoricy czyli stolicy Czarnogóry. Dawniej to miasto nazywało się Titograd, na cześć Josipa Tito - prezydenta Jugosławii, który objął władzę po II wojnie światowej i pełnił ją aż do śmierci w roku 1980.
Przewodnik Pascala mówił, że w tym mieście nie ma nic ciekawego do zobaczenia więc nie zatrzymując się jechaliśmy dalej w kierunku Buljaricy. Droga prowadziła przez Jezioro Szkoderskie - ogromny zbiornik wodny, który w 63% znajduje sięna terytorium Czarnogóry a reszta należy do Albanii. Jego powierzchnia to 390km2 ale podczas wysokiego stanu wód zwiększa się do 530km2.


Takich tuneli były tam dziesiątki


Zdjęcie czarnogórskiej drogi


Zakręty mogą okazać się zdradzieckie. Tu akurat wyjeżdzając zza zakrętu ledwo wyhamowałem przed stojącym sznurem pojazdów. Zablokował je tir wlokący się w żółwim tempie w dół. Za mną pędził drugi tir.. on na szczęście też zdążył wyhamować


Jezioro Szkoderskie - widok z okna samochodu

Zaraz za Jeziorem Szkoderskim trasa prowadziła do nowowybudowanego tunelu Sozina. Tunel ma długosć nieco ponad 4km i jest jednym z najnowocześniejszych w tej części Europy. W dodatku dzięki niemu oszczędza się kilka godzin podróży przez góry. Ta przyjemność kosztuje jednak 2,5 euro ale myślę, że warto:) Po czterech kilometrach wyjechaliśmy znów na krętą górską drogę ale z każdym kilometrem zbliżaliśmy się do wybrzeża. Zajechaliśmy do Buljaricy, ale była to maleńka miejscowość, w której oprócz morza nie było żadnych atrakcji. Było za to mnóstwo kwater i pensjonatów. Postanowiliśmy poszukać noclegu w pobliskim Petrovacu. Miasto było nieco większe i można było trochę pozwiedzać. Zatrzymaliśmy się tu na trzy dni w całkiem przytulnym pokoju na pierwszym piętrze z balkonem wychodzącym w kierunku morza.


Panorama Petrovaca


Widok z balkonu.

Petrovac to miasteczko z tętniącym życiem deptakiem idącym wzdłuż morza, mnóstwem zieleni, gajami oliwnymi i kilkoma zabytkami. Są też oczywiście plaże z krystalicznie czystą wodą, o wieeeele cieplejszą niż nasz Bałtyk. Woda w Adriatyku jest również bardziej słona. O ile zasolenie Bałtyku wynosi ok 7,8 promila, to zasolenie Adriatyku równa się 38,8 promila. W praktyce wygląda to tak, że po wyjściu z wody, jeśli nie wytrzemy się ręcznikiem, na ciele krystalizuje się sól.


Palmy rosnące praktycznie wszędzie


Marina


Wysepka na morzu tuż przy naszej plaży

Po dwudniowym plażowaniu postanowiliśmy zwiedzić okolicę. Mimo, że temperatura oscylowała w okolicach 35-37 st.C zdecydowaliśmy się zwiedzić ruiny twierdzy Haj-Nehaj w pobliskim Sutomore. Podobno wybudowali ją Wenecjanie na początku XV w. a później powiększyli ją Turcy. Znajduje się na wysokości 225 m n.p.m. i roztacza się z niej widok na morze i góry. Problemem jest tylko dotarcie na szczyt bowiem trasa nie jest w żaden sposób oznaczona. Przewodnik Pascala mówi tylko by skręcić za jakimś betonowym budynkiem.. My tego budynku nie znaleźliśmy, ale za to trafiliśmy na jakieś slumsy zamieszkane najprawdopodobniej przez Albańczyków. Wolałem nie ryzykować pozostawienia auta w podejrzanej dzielnicy i już chciałem wracać ale spytaliśmy jakiegoś człowieka czy wie jak trafić na szczyt. Pan wytłumaczył nam jak tam dojść i pozwolił zostawić auto przed swoją posesją. Droga na górę była bardzo zarośnięta i wyglądała jakby nikt tamtędy nie chodził. W rzeczywistości nie spotkaliśmy nikogo po drodze.


Droga na Haj-Nehaj


Już na szczycie


Ruiny kościoła w twierdzy


Za statyw służyły nam resztki murów:)


Droga na dole prowadzi do tunelu Sozina, ta wyżej - do Petrovaca


Pamiątki powojenne znalezione na szczycie..

A tu panorama z twierdzy Haj-Nehaj

Po dotarciu na szczyt - zajęło nam to jakieś 40 minut - oczywiście pamiątkowe zdjęcia i zachwycanie się widokami. Ja zrobiłem jeszcze kilka zdjęć do panoramy, niestety nie miałem statywu więc efekt taki sobie.
Wróciliśmy do naszego tymczasowego domu i wybraliśmy sięna wieczorny spacer brzegiem morza.


Widok na deptak wieczorem

Rano usłyszałem przelatujące nieopodal naszego domu śmigłowce. W sumie nic dziwnego.. ale aż pięć na raz? Do tego wojskowe? Musiałem to oczywiście uwiecznić:)


Zbliżenie na jeden ze śmigłowców. Na zdjęciu 'Widok z balkonu' można dostrzec cztery pozostałe

Po śniadaniu czas było ruszać dalej. Poczytaliśmy trochę przewodnik i wybór padł na Herceg-Novi. Miasto w północnej części wybrzeża, tuż przy granicy z Chorwacją. Pakujemy więc tobołki i ruszamy w trasę...

cdn...
_________________



A czy Ty masz już darmowe assistance?
 
 
ulmi 
Centomania Podkarpacie
Przyjaciel


Wiek: 39
Dołączył: 06 Lip 2007
Posty: 1545
Skąd: Rzeszów
Wysłany: 27-07-2010, 21:03   
   Bolid: seicento 1,1 MPI


SUPER wyprawa :))

prześliczne zdjęcia i extra napisana relacja :))

WIELKI SZACUN dla Ciebie + Twojego SC + :miłość: :serce:

fender napisał/a:
Zdecydowałem się na trasę przez Lublin i Rzeszów


i nie odwiedziłeś mnie w Rzeszowie :glupek:
_________________
BORKI 2010 # 105
A STATE OF TRANCE with ARMIN VAN BUUREN
 
 
 
Ciacho 
Skoda Lover

Wiek: 38
Dołączył: 09 Cze 2006
Posty: 2755
Skąd: Podkarpacie
Wysłany: 27-07-2010, 21:18   
   Bolid: Skoda Octavia II FL 1.6 TDI Greenline


Rewelacja :prosze: :ok:

jak zwykle zazdroszczę :)
_________________

 
 
fender 
Nałogowiec


Dołączył: 08 Paź 2007
Posty: 457
Skąd: Białystok
Wysłany: 27-07-2010, 21:31   
   Bolid: SC 1.1 MPI


ulmi napisał/a:
i nie odwiedziłeś mnie w Rzeszowie :glupek:


A wcale nie zapraszałeś :P


Jak znajdę chwilę czasu to dopiszę dalszy ciąg. Mam też kilka filmików, może uda mi się zamieścić.
_________________



A czy Ty masz już darmowe assistance?
 
 
jeny_ms 
nówka sztuka ;)

Wiek: 35
Dołączył: 31 Sie 2009
Posty: 11
Skąd: Poznań
Wysłany: 29-07-2010, 00:20   
   Bolid: Seicento 1.1 MPI Actual 2002r.


Fender Ciebie to podziwiam ... po prostu suuuuper :-) Tereny ekstra, marzy mi się taka wyprawa. Jeszcze raz gratuluje odwagi i pomysłów :)
 
 
ulmi 
Centomania Podkarpacie
Przyjaciel


Wiek: 39
Dołączył: 06 Lip 2007
Posty: 1545
Skąd: Rzeszów
Wysłany: 29-07-2010, 19:00   
   Bolid: seicento 1,1 MPI


fender napisał/a:
A wcale nie zapraszałeś :P


bo nie pisałeś że będziesz jechał przez Rzeszów :p

Czekamy na kolejną porcję relacji i materiałów z wyprawy :))
_________________
BORKI 2010 # 105
A STATE OF TRANCE with ARMIN VAN BUUREN
 
 
 
fender 
Nałogowiec


Dołączył: 08 Paź 2007
Posty: 457
Skąd: Białystok
Wysłany: 31-07-2010, 16:07   
   Bolid: SC 1.1 MPI


ciąg dalszy relacji

Z Petrovaca do Herceg-Novi było jakieś 100km. Droga biegła właściwie caly czas wzdłuż wybrzeża no więc można było podziwiać widoki:) Pierwszy przystanek zrobiliśmy w jednym z najbardziej fotogenicznych miejsc w całej Czarnogórze opodal wyspy Sveti Stefan. Niecałe 10 km od Budvy znajduje się mała wysepka, połączona sztuczną mierzeją z lądem, na której znajdują się ściśnięte małe domki z czerwonymi dachami. Na początku XV w. pobudował się tam ród Pastrović, którzy zamieszkiwali tam aż do połowy XX w. W latach 60. wyspę zamieniono na ekskluzywny hotel dla bogaczy (podobno wypoczywała tam Sophia Loren, Kirk Douglas i Sylvester Stallone). My odpuściliśmy sobie zwiedzanie wyspy (wstęp 6 euro/os.), zrobiliśmy parę zdjęć i ruszyliśmy dalej.


Trasa z Petrovaca do Herceg Novi wzdłuż Boki Kotorskiej


Sveti Stefan

Następnym przystankiem była miejscowość Perast. Tu też nie zatrzymywaliśmy się na dłużej a tylko zrobiliśmy kilka zdjęć z tarasu widokowego nad miastem. W dole widać było charakterystyczna wieżę kościoła św. Mikołaja. Nie da sie nie zauważyć również dwóch wysepek na wodzie. Na jednej z nich stoi klasztor z kościołem św. Jerzego, na drugiej kościół Matki Boskiej Skalnej. Z tym kościołem wiąże się ciekawa historia, bowiem co roku w święto patronki, na wyspę płyną łodzie wyładowane kamieniami i przy brzegu wyspy kamienie wrzucane są do wody - w ten sposób wyspa cały czas się powiększa. Tuż przy magistrali zauważyliśmy ruiny jakiejś twierdzy. Widać było, że jest mocno zniszczona i opuszczona, ale znaleźliśmy schody i postanowiliśmy wejść na górę. W tym momencie zaczepił nas młody mężczyzna pytając czy mówimy po serbsku. Odpowiedzieliśmy, że mówimy po angielsku i wtedy facet płynnym angielskim zaczął nam tłumaczyć, że tam jest niebezpiecznie ponieważ jest pełno węży. Podobno po ukąszeniu ma się najwyżej 20 min. na podanie surowicy, inaczej się umiera. Ekhm.. dobrze wiedzieć. Całe szczęście, że nie spotkaliśmy żadnych węży w drodze na Haj-Nehaj. Porozmawialiśmy chwilę z tym człowiekiem i ruszyliśmy w dalszą drogę. Chcieliśmy zrobić kolejny przystanek aby wykąpać się w morzu, ale akurat tutaj plaże były skaliste (za to woda idealnie czyściutka).


Panorama Perastu


Jedna z wysepek


Kościół św. Jerzego


Po drugiej stronie zatoki


Kolejny postój w celu zrobienia zdjęć

Jechaliśmy cały czas wzdłuż Boki Kotorskiej, pośród małych wioseczek, ciasnymi uliczkami - spotkany wcześniej człowiek określił to miejsce mianem najpiękniejszego zakątku Czarnogóry. Moim zdaniem wcale nie przesadzał.


Panorama Boki Kotorskiej

W końcu dotarliśmy do Herceg Novi. Po znalezieniu miejsca noclegowego poszliśmy na plażę. Upały dawały się we znaki. Wieczorem wybraliśmy się na zwiedzanie miasta. Herceg Novi jest w sumie niewielkim miastem ale ma naprawdę sporo do zaoferowania. Bardzo piękna starówka z mnóstwem zabytków, kameralne restauracje, cerkwie i twierdze. Dowiedziałem się także, że z tarasu naszego domu widać rezydencję letnią Josipa Tity. Dziś znajduje się tam uzdrowisko dla osób cierpiących na choroby reumatyczne. Piasek i muł ma podobno lekkie działanie radioaktywne i wykorzystuje się go w terapii.


Po prawej, na środku kardu - ten czerwony dach to właśnie rezydencja Tity


Wieża Zegarowa w centrum miasta


Cerkiew św. Michała Archanioła


Ujęcie drugie z widoczną fontanną


Schody do twierdzy Kanli Kula


Uliczki Starego Miasta

Czas w tym mieście leniwie upływał nam na plażowaniu a wieczorami, kiedy robiło się odrobinę chłodniej (cały czas temperatura oscylowała w granicach ok. 30 st. C) wychodziliśmy poznawać uroki miasta. Spędziliśmy tu cztery dni i nasz urlop powoli zmierzał ku końcowi. A jeszcze tyle do zobaczenia..


Kościół św. Hieronima


KOściół św. Leopolda Mandicia


Starówka wieczorem


Starówka wieczorem


W jednej z restauracji w marinie możemy sobie wybrać coś takiego do zjedzenia


Widok z twierdzy Kanli Kula


Forte Mare


Cierkiew Zbawiciela


Cerkiew św. Jerzego


Widok na obie cerkwie


Typowy domek w Czarnogórze

Kolejnym punktem naszej wyprawy była hiszpańska twierdza Spanjola z 1538r. na wzgórzu ponad miastem. To świetnie zachowany zabytek, a co jeszcze lepsze - wstęp bezpłatny:) Z twierdzy roztacza się wspaniały widok na miasto i zatokę.


Twierdza Spanjola


Widok z murów


Panorama Herceg Novi

Czas mijał nam bardzo szybko i trzeba było planować powrót. Właściwie prawie wcale nie widzieliśmy wnętrza kraju i w drodze powrotnej chcieliśmy to nadrobić. Wybraliśmy trasę w kierunku na Żabljak aby móc zwiedzić położone na szczycie góry Lovćen mauzoleum Njegosa. Aby już nie objeżdżać całej zatoki, wybraliśmy kilkuminutową przeprawę promem (ale jadąc pierwszy raz koniecznie trzeba zobaczyć Bokę Kotorską), a potem niesamowicie wąską i niebezpieczną drogę przez góry.


Nasz bąbel na promie:)


Promy pływają w obie strony co pół godziny. Płynie się ok 7 min a oszczędza mniej więcej 1,5h jazdy

Korzystając z okazji powiem, że czarnogórscy kierowcy to chyba jedni z najlepszych w Europie. Praktycznie nie spotkałem się z przejawami chamstwa na drodze, a w dodatku jeżdzą bardzo dobrze technicznie. Na górskich drogach i w krętych tunelach praktykowany jest zwyczaj trąbienia przed zakrętami w celu ostrzeżenia kierowców jadących z naprzeciwka.


Panorama z górskiej drogi

Po dość męczącej jeździe dojechaliśmy do szlabanu, za którym zaczynał się park narodowy, a 10 km dalej pod górę - mauzoleum. Można iść oczywiście pieszo, ale za 2 euro/os pozwalają wjechać samochodem praktycznie na sam szczyt. Te 10 km jechaliśmy prawie godzinę - to świadczy o tym jak kręta i wąska jest tam droga:) Ledwie mieści się jeden pojazd a jak trzeba się mijać to jest naprawdę niebezpiecznie.
Po dojechaniu na parking na szczycie musieliśmy jeszcze wspiąć się schodami poprzez tunel wykuty w skale (nareszcie trochę chłodku). Po wejściu na szczyt przez kilka minut nie mogłem pozbierać szczęki z ziemi zachwycony widokiem. Widać stamtąd calutką Czarnogórę, a podobno jak jest dobra pogoda i czyste powietrze, to widać także Włochy.


Schodami na górę


Mauzoleum Njegosa od frontu


I z drugiej strony


Kariatydy przed wejściem do komnaty

Wstęp do mauzoleum też był płatny, ale po rozmowie z miłym panem policzył nam bilety ulgowe mimo iż ja już się nie łapię na żadne ulgi. Zapytał nas skąd jesteśmy i gdy usłyszał, że z Polski, wesoło krzyknął "Aaaa! Małysz i Kubica!" No tak, i jeszcze Mickiewicz.

W podziemiach mauzoleum jest krypta, którą także można zwiedzać. Najlepsze natomiast znajduje się za budowlą. Wychodzi się tylnym wyjściem na taras widokowy skąd roztacza się wspaniały widok.


Widok robi wrażenie..

Panorama Czarnogóry

cdn...
_________________



A czy Ty masz już darmowe assistance?
 
 
fender 
Nałogowiec


Dołączył: 08 Paź 2007
Posty: 457
Skąd: Białystok
Wysłany: 06-08-2010, 17:36   
   Bolid: SC 1.1 MPI


No cóż, czas było ruszać dalej.. Nieubłaganie zbliżał się wieczór, a my nawet nie wyjechaliśmy z Czarnogóry. Nocna jazda po górskich drogach oczywiście odpada więc trzeba się streszczać. Ale póki co ruszamy przed siebie i najwyżej będziemy szukać czegoś po drodze. Z Njegusi ruszyliśmy w kierunku Podgoricy a potem na Niksić. Tu zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej żeby coś przekąsić w pobliskiej restauracji. Na parkingu spotkaliśmy Polaków z Zielonej Góry, którzy właśnie wybierali się nad morze. Zaprosili nas do swojego stolika i przy posiłku wymieniliśmy się wrażeniami z podróży.
Przewodnik Pascala mówił nam, że w Żabljaku, przez który mieliśmy przejeżdżać, znajduje się sporo kwater. Dobrze więc byłoby się tam zatrzymać na nocleg. Po dojechaniu do miasteczka i przejechaniu główną ulicą postanowiliśmy zawrócić i wybrać którąś z mijanych kwater. Nagle w lusterku zauważyłem białą terenówkę, która nas dogoniła, następnie zrównała prędkość i jechała za nami jakieś 30km/h. Zjechałem bliżej krawężnika, bo myślałem, że chce mnie wyprzedzić a on zrównał się ze mną i krzyczy przez okno czy nie szukamy przypadkiem kwatery :D Okazało się, że kierowca jest właścicielem pola campingowego, dość pokaźnego, na którym można się rozbić z namiotem a także wynająć fantastyczny apartament za niewielkie pieniądze. Pojechaliśmy za nim i po obejrzeniu pokoju postanowiliśmy zostać na noc. Gdyby ktoś wybierał się w tamte okolice to służę namiarem, naprawdę piękna okolica, położona w Parku Narodowym Durmitor. Jego strona internetowa to www.durmitor-autocamp.com
Matka właściciela zaprosiła nas na kawę. Skorzystaliśmy z okazji i jednocześnie zapoznaliśmy się z małżeństwem z Rosji, których także zaproszono. Po zapoznaniu się i krótkiej rozmowie Rosjanie zaprosili nas do swego domku:) Tam poznaliśmy ich dzieci, 18-letniego Aleksandra i 21-letnią Anję. Oczywiście momentalnie stół zapełnił się przystawkami typu oliwki, bakalie, wędzona szynka itp, no i oczywiście napitki.
Jako pierwsza pękła butelka miodu pitnego. Oczywiście nie było żadnych kieliszków, ale dla prawdziwych Słowian to przecież nie problem:D Wiadomo na całym świecie, że my pijemy szklankami! Po całym dniu jazdy niewiele mi było trzeba - po dwóch szklankach miodu zaczęło mi się już kręcić w głowie. Gospodarz jednak zaproponował coś mocniejszego i na stole znalazła się tequila. Okazało się, że kieliszki jednak są, tylko że przecież miodu z nich pić nie wypada. Z nich można pić najwyżej kapitalistyczną tequilę.
Jak wiadomo, alkohol i dobre towarzystwo sprzyja rozmowom i rozluźnieniu atmosfery, toteż bardzo szybko zaprzyjaźniliśmy się z naszymi braćmi Rosjanami:) Zaczęły się rozmowy na tematy luźne i te mniej luźne. Jako, że interesuje mnie historia XXw. nie zabrakło też tematów drugowojennych. Oj, ileż ja się nowych rzeczy dowiedziałem, a ileż tych o których wiedziałem, okazało się nieprawdziwych:D Niemniej jednak wszystko odbywało się w atmosferze przyjaznej pogawędki i do żadnego skandalu międzynarodowego nie doszło.
Po opróżnieniu tequili przyszedł czas na spróbowanie czarnogórskiego wina - a jakże - ze szklanek! Po tym wszyscy mieli już dość mocno w czubie więc całym towarzystwem wybraliśmy się na wieczorny spacer. Po nim pożegnaliśmy się serdecznie i każdy udał się do swojego domku.

Nazajutrz po śniadaniu i ruszyliśmy dalej. O dziwo nie miałem żadnego kaca, a zazwyczaj wystarczy, że choć odrobinę namieszam a cały drugi dzień umieram. Widać górskie powietrze ma cudowne właściwości. Plan na dziś do dotrzeć do Kanionu Tary a potem jak najdalej w kierunku Polski. Kanion Tary to jedno z tych miejsc, które trzeba koniecznie zobaczyć przed śmiercią. Niektórzy mogą kojarzyć to miejsce z filmu Komandosi z Nawarony - scena z mostem. Znajduje się W miejscowości Durdjevica Tara i robi niesamowite wrażenie. Ma 370m długości i 150m wysokości licząc od koryta rzeki. Wyglądem przypomina on nieco mosty w Stańczykach, jednak okolica jest znacznie ładniejsza.


Kanion Tary


W dole turkusowa rzeka Tara


Most na Tarze


A tu w całej okazałości

Panorama Tary

Oczywiście obowiązkowa sesja fotograficzna i ruszamy dalej. Do granicy z Serbią było już niedaleko. Po dotarciu do granicy odprawa poszła gładko i po krótkiej rozmowie z pogranicznikiem w języku angielskim ruszyliśmy dalej. Tu w zasadzie kończy się cała przygoda bowiem powrót do domu odbył się bez większych atrakcji nie wliczając postoju za Lublinem spowodowanym dość poważnym wypadkiem i niesamowitą ulewą.

Przejechaliśmy w sumie niemal 3900km, nie zanotowałem w tym czasie żadnej awarii ani usterki. Autko spisało się doskonale, podobnie jak w przypadku podróży na Krym. Z moich obliczeń wynika, że podczas podróży spaliłem około 180l paliwa (zostało mi jeszcze pół zbiornika po powrocie). Średnie spalanie wahało się od 4,7l/100km do niecałych 6l/100km. Te wyższe spalania zanotowałem po podróży przez autostrady węgierskie, ale tam leciałem prawie non stop z prędkością 130-140km/h z otwartymi oknami. Natomiast w górach spalanie nigdy nie wzrosło ponad 6l/100km:) To chyba niezły wynik?

Cóż można jeszcze rzec? Może słowo o drogach i kierowcach.. Po powrocie do Polski mam dziwne przekonanie, że żyję w jakimś XIX skansenie. Nasze rozwiązania drogowe i cała sieć dróg to wymysł człowieka nerwowo chorego. W żadnym kraju, przez który przejeżdżaliśmy nie spotkałem się z tak durnymi ograniczeniami, fotoradarami i innymi utrudnieniami mającymi na celu chyba tylko i wyłącznie uprzykrzenie do reszty życia wszystkim kierowcom. Na południu, nawet przejeżdżając przez wioski, nie spotkałem się z ograniczeniami mniejszymi niż 70-80km/h. U nas co chwila należy zwalniać do 50km/h bo w krzakach stoi fotoradar. I nieważne, że wioska składa się z czterech kurników i domu sołtysa - stoi tablica i koniec. Paranoja..

Już wspominałem o jakości dróg w tamtych rejonach - po prostu bajka! Donaldzie Tusku, Jarku Kaczyński i cała reszto bąbli w garniturach: wstyd! Żeby w centrum Europy trasę 600km trzeba było pokonywać w 12h..

Co do kierowców - złego słowa powiedzieć nie mogę. Zarówno Na Słowacji, Węgrzech, Serbii i w samej Czarnogórze nie spotkałem się z żadnym przejawem chamstwa ani cwaniactwa. Raz jedynie na autostradzie otrąbiło mnie jakieś porsche, któremu wyraźnie się spieszyło. Wyprzedzałem akurat ciężarówkę i musiałem przez te kilkanaście sekund jechać lewym pasem. Poza tym co do umiejętności technicznych to jestem pod wrażeniem. Wprawdzie cała Czarnogóra to teren górzysty i mają tam trudne technicznie drogi, kierowcy tamci jeżdżą dość dynamicznie ale jednak pewnie.
Pojazdy nieco wolniejsze zawsze zjadą z drogi umożliwiając wyprzedzenie, a jednocześnie nikt nie pcha się na trzeciego stwarzając zagrożenie. W sumie trochę rozumiem naszych kierowców... mnie też szlag jasny trafiał jak wlekliśmy się sznurkiem za jednym tirem aż do Rzeszowa bo po prostu nie było jak go wyprzedzić

Reasumując - jestem niesamowicie szczęśliwy, ze wyprawa wypaliła. Nie żałuję ani chwili tam spędzonej i gorąco zachęcam wszystkich, którzy planują odwiedzić tamte rejony. Bałkany to naprawdę piękne miejsce i co się może wydawać niektórym dziwne - bardziej ucywilizowane niż niektóre zakątki Polski:) Nie ma się czego obawiać. Ludzie są mili i serdeczni, nikt do nikogo nie strzela, zawsze można poprosić o pomoc a z dogadaniem się nie ma większego problemu.

Jakby ktoś miał jakieś pytania to chętnie pomogę:)
_________________



A czy Ty masz już darmowe assistance?
 
 
luckyboy 
Nałogowiec


Wiek: 40
Dołączył: 07 Mar 2012
Posty: 152
Skąd: Piernikowo
Wysłany: 16-05-2012, 21:58   
   Bolid: był Actual 1.1 MPI


Świetna wycieczka, w tym momencie przekonałeś mnie do odwiedzenia Czarnogóry, bo cały czas wahałem się. Jak wahają się ceny noclegów?
_________________


"Bo geniusz niezawodności tkwi w prostocie."
"Nie jeździj szybciej niż potrafisz myśleć."
 
 
 
fender 
Nałogowiec


Dołączył: 08 Paź 2007
Posty: 457
Skąd: Białystok
Wysłany: 17-05-2012, 12:09   
   Bolid: SC 1.1 MPI


luckyboy napisał/a:
Świetna wycieczka, w tym momencie przekonałeś mnie do odwiedzenia Czarnogóry, bo cały czas wahałem się. Jak wahają się ceny noclegów?


Noclegi w granicach 10-15E za osobę. Przynajmniej tak było kiedy ja tam byłem.

Polecam Czarnogórę, naprawdę warto. Chętnie bym się tam jeszcze raz wybrał.
_________________



A czy Ty masz już darmowe assistance?
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group - manga - Mapa Forum