FORUM SEICENTO Strona Główna FORUM SEICENTO
INTERNETOWE FORUM FIATA SEICENTO - dawne seicento.pl

FAQTANIE OC  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Tour de Crimea
Autor Wiadomość
blondas 
Podróżnik

Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 549
Skąd: kocialin
Wysłany: 07-09-2009, 10:05   
   Bolid: seicento


i oto chodzi i oto chodzi!
fajnie jest znalezsc bratnie dusze!
moze kiedys sie wymysli jakis wspolny wyjazd na wiecej niz jedno seicento?gdzies w jakies atrakcyjne miejsce...
pomysly na takie wyjazdy to ja mam ale ciezko jest z realizacja :smile:
 
 
ulmi 
Centomania Podkarpacie
Przyjaciel


Wiek: 40
Dołączył: 06 Lip 2007
Posty: 1545
Skąd: Rzeszów
Wysłany: 07-09-2009, 11:59   
   Bolid: seicento 1,1 MPI


blondas, własnie sie miałem pytac czy w podróż zabierasz jakies narzedzia :))

bo sam planuje wypad do Rumuni zobaczyć "Cerkwie Marmorskie" v Maramorskie

http://www.romanianmonast...wooden-churches

i tak sie zastanawiałem co by było jakby SC odmówiło posłuszeństwa, ale tak jak TY :arrow:

trzeba być pewnym swojego autka :))
_________________
BORKI 2010 # 105
A STATE OF TRANCE with ARMIN VAN BUUREN
 
 
 
jerzyk 
Loża szyderców


Wiek: 47
Dołączył: 28 Paź 2005
Posty: 2692
Skąd: Łódź
Wysłany: 07-09-2009, 12:14   
   Bolid: Audi


a zakałdając że bęziesz mial usterkę, to co będziesz w stanie sam usunąć: pęknięty wąż paliwowy, wymianę świec, pęknięcie miski, uszkodzony jakis czujnik, to nie trabant ze sam naprawisz i pojedziesz
_________________

 
 
bastek 
Bywalec


Wiek: 38
Dołączył: 27 Kwi 2006
Posty: 90
Skąd: Białystok
Wysłany: 07-09-2009, 13:00   
   Bolid: Seicento 0.9 + podtlenek gazotu


Gratulacje fender jakbyś mógł wrzucić fotki na jakieś picasa itp byłoby super, pozdrawiam :)
_________________
Seicento nie cieknie olejem, on tak zaznacza teren.
 
 
 
fender 
Nałogowiec


Dołączył: 08 Paź 2007
Posty: 457
Skąd: Białystok
Wysłany: 07-09-2009, 13:18   
   Bolid: SC 1.1 MPI


Mam na picasie, ale są tam tez inne prywatne fotki i nie chcę ich upubliczniać ;)
_________________



A czy Ty masz już darmowe assistance?
 
 
bastek 
Bywalec


Wiek: 38
Dołączył: 27 Kwi 2006
Posty: 90
Skąd: Białystok
Wysłany: 07-09-2009, 18:58   
   Bolid: Seicento 0.9 + podtlenek gazotu


fender napisał/a:
Mam na picasie, ale są tam tez inne prywatne fotki i nie chcę ich upubliczniać ;)


zonk :(
_________________
Seicento nie cieknie olejem, on tak zaznacza teren.
 
 
 
fender 
Nałogowiec


Dołączył: 08 Paź 2007
Posty: 457
Skąd: Białystok
Wysłany: 20-09-2009, 14:29   
   Bolid: SC 1.1 MPI


Po odświezającej kąpieli w morskiej wodzie czas było ruszać dalej. Do Sudaku zostało nam jakieś 20km. Powoli zbliżał się wieczór a więc czas najwyższy aby poszukać jakiegoś noclegu. Jeszcze tylko ustawić nawigację i w drogę.
Po kilkunastu minutach dotarliśmy do miasta. Stosunkowo niewielkie miasto, ale chyba jedno z bardziej zatłoczonych za sprawą turystów. Główna ulica Lenina praktycznie od rana do wieczora jest nieprzejezdna, i mimo iż ma jakieś 3-4 km długości, przejechanie jej (i to nie całej) zajęło nam sporo czasu. W mieście co kilka metrów mijamy ludzi z tabliczkami oferujących noclegi. Nie należy jednak brać pierwszego z brzegu bo przepłacimy okrutnie. Zbliżając się do końca miasta postanowiliśmy zorientować się w cenach noclegów. Zatrzymaliśmy się przy panu, który stał z tabliczką w jakiejś bramie. Zaprowadził nas na swoje podwórko i pokazał swoje salony.. Jeden pokoik, praktycznie bez niczego z wyjątkiem łóżek lub ewentualnie wersja 'ljuks', czyli podwójne łoże, WC, telewizor LCD i ine szmery bajery, jakże dla nas zbędne. Cena odpowiednio - 120 i 240hr za noc.. Podziękowaliśmy panu i pojechaliśmy szukać dalej. Bliżej centrum ceny jeszcze wyższe. Wersja 'ekonom', czyli żadnych luksusów - 10$ (już nie pamiętam czy za osobę czy za dobę). Normalnie nie byłaby to jakaś kosmiczna cena, ale biorąc pod uwagę warunki, to zdecydowanie za dużo sobie życzą.
Nawrotka w kierunku dworca autobusowego. Tam kręcą się babuszki, u których można przenocować znacznie taniej. Pierwsza z nich zaproponowała nam nocleg za 35hr/os w swoim domu, jednak prysznic i toaleta były, jak to określiła, 'na ulicy'..
Po dalszych poszukiwaniach znaleźliśmy kobietę, która zgodziła się nas przenocować za 40hr/os. W dodatku obok domu było miejsce na samochód, co mnie bardzo ucieszyło. Nasze lokum okazało się być piętrową willą (choć w przypadku tego domu słowo 'willa' jest lekkim nadużyciem), jakie u nas stawiano w latach 80. Na pewno wszyscy kojarzą - takie kwadratowe, szarobure kloce. Do dyspozycji mieliśmy pokoik z trzema łóżkami, oraz coś w rodzaju wielkiego aneksu kuchennego, jednak bez żadnego zlewu, jedynie czajnik i kuchenka gazowa (Czajnik! Hurra, w końcu mogliśmy się napić kawy!) Prysznic oraz WC znajdowały się na zewnątrz, na podwórku, ale ogólnie wyglądało to całkiem przyzwoicie. Dodatkowo utargowałem cenę do 35hr/os. Początkowo planowaliśmy zostać tylko jedną noc, ale ostatecznie zostaliśmy trzy. Dowiedzieliśmy się, że właścicielka jest nauczycielką, a jej syn studiuje w Moskwie i biegle mówi po angielsku. Niestety nie udało nam się porozmawiać z nią więcej bowiem całymi dniami przebywała poza domem.

Mieliśmy już dach nad głową więc czas zacząć zwiedzanie. Oczywiście najważniejszym zabytkiem Sudaku jest Twierdza Genueńska (Sudatska Kriepost'). Forteca jest dziełem Genueńczyków z końca XIV w. Otacza ją pokaźny mur, a w środku znajdują się całkiem nieźle zachowane budynki. Twierdza zbudowana jest na nadmorskich skałach, a więc widoki również są wspaniałe (jeśli zignorujemy wszędobylskich turystów z Rosji zachowujących się jak szarańcza).


Mury Twierdzy Genueńskiej. Proszę zwrócić uwagę na 'szarańczę' na murach.


Autor relacji na skałach Twierdzy Genueńskiej. W tle lemmingi w klapkach zmierzający na szczyt skały.


Egzotyka w Sudaku? Ależ proszę bardzo!


Moja osobista towarzyszka podróży w otoczeniu turystów w klapkach

Panorama Twierdzy Genueńskiej

Po zwiedzaniu twierdzy udaliśmy się na posiłek. Niestety, jak w Bakczysaraju kuchnia krymska była normą, tak tu stała się czymś egzotycznym. Sudak bardziej przypominał zwyczajne postsowieckie miasteczka i taką też kuchnię serwował.. Do dziś pamiętam smak pizzy z natką pietruszki..

Będąc w Sudaku, którego głównym magnesem przyciągającym turystów jest morze, wręcz koniecznością jest wybranie się na plażę. Wybraliśmy się pieszo, bowiem w ciągu dnia zaparkowanie w mieście graniczy z cudem. Po dotarciu na plażę byliśmy w lekkim szoku.. Niesamowity ścisk, ludzie leżą obok siebie jak sardynki, zero przestrzeni.. Nie wiem czy tak wszędzie wyglądają plaże bo nie przepadam za biernym smażeniem się na słońcu, ale mnie to zniechęciło już na starcie. Po prawie godzinnym łażeniu i szukaniu miejsca w końcu udało nam się znaleźć skrawek wolnej przestrzeni jednak nie czuliśmy się tam zbyt komfortowo, nie mówiąc już o jakimkolwiek odpoczynku. Po godzinie postanowiliśmy się zbierać i pojechać na plażę w Morskoje, którą mijaliśmy w drodze do Sudaku. I znów - pusto, spokojnie, miejsca 'skolko ugodno' - tak to można wypoczywać :) Jak już wspomniałem, mnie bardzo szybko nudzi takie leżenie, w dodatku zbliżał się wieczór i z opalania już nici, postanowiliśmy więc wracać.


Widok z Twierdzy na sudacką plażę.


A tu widok już z samej plaży..

Drugiego dnia postanowiliśmy odwiedzić lokalną wytwórnię win. Ten zakątek Krymu słynie z wyrobu wysokogatunkowych trunków i znajduje się tu kilka winnic, między innymi w Nowym Świecie, którego niestety nie mieliśmy okazji zobaczyć. Zakłady winiarskie w Sudaku oferują wycieczki po fabryce połączone z degustacją. My jednak darowaliśmy sobie ekskursy z kilku powodów: bilety wstępu były dość drogie (jak na łażenie i oglądanie instalacji zakładowych, w dodatku niewiele byśmy zrozumieli i tak), wycieczki oprowadzane były tylko dwa razy dziennie w określonych godzinach, co nie bardzo nam pasowało, i najważniejsze - po co mam płacić za bilet skoro i tak nie mogę skorzystać z degustacji bo jestem kierowcą.. a i nie bardzo chciało nam się oglądać nawalonych w sztok turystów (tak, wiadomo skąd). Jednak nie uciekliśmy stamtąd zbyt szybko bo zakłady miały do zaoferowania coś jeszcze. Zagadaliśmy kręcącego się w pobliżu pracownika i wyjaśnił nam, że zaraz obok bramy jest wejście do zakładowego sklepu, w którym możemy degustować wino (odpłatnie) oraz zakupić dowolną ilość dowolnego gatunku:) Poinformował nas także o tym, które wino koniecznie powinniśmy kupić. Dziś wiemy, że absolutnie, tego, które polecił, nie radziłbym próbować nikomu. No chyba, że ktoś gustuje w słodkich mózgojebach wzmacnianych spirytusem (ku przestrodze - mowa o Partwiejn Aluszta, czyli po naszemu portwein Ałuszta). Strzałem w dziesiatkę okazał się zakup Massandra Kabiernie (czyli cabernet Massandra - półwytrawne, rubinowe wino - koszt? 14hr/0,7l). Ceny tych win są śmiesznie niskie i gdyby nie ograniczenia wwozu do Polski (których nie do końca znaliśmy) to wzięlibyśmy w ciemno kilka butelek do próbowania (dziś wiem, że można wwieźć 3 litry wina na osobę, więc jeśli ktoś przypadkiem wybierze się do tych zakładów to prosiłbym o przywiezienie mi kilku butelek kabiernie massandra;).

Po powrocie z zakładów winiarskich przyszedł czas na planowanie powrotu. Jednak wcześniej zamierzaliśmy odwiedzić jeszcze jaskinię w miejscowości Mramornoje, położonej w odległości ok. 20km od Symferopola.. Trochę przerażała mnie wizja ponownego przedzierania się przez tego molocha, ale miałem nadzieję, że uda się jakoś przeskoczyć miasto obwodnicami. Rankiem drugiego dnia wyruszyliśmy na północ i drogą nr M17 udaliśmy się w kierunku Symferopola. Jak zakładałem, miasto udało nam się przeskoczyć bez problemów, nie licząc drobnego incydentu z milicją (na rogatkach przeważnie ustawiają się mundurowi i zatrzymują pojazdy do kontroli. Wyskoczył mi przed maskę jeden z nich i machął pałką, ale jak zacząłem zjeżdzać na pobocze to odmachał mi jakby dając znać abym jechał dalej. Wolałem nie ryzykować i zatrzymałem się, ale nikt do nas nie podszedł więc stwierdziliśmy, że chyba możemy jechać dalej:).


Jest co podziwiać..

Po dojechaniu do Mramornoje okazało się, że sama jaskinia położona jest nieco wyżej za wioską i trzeba tam niestety dojechać ok 8km. Piszę niestety bo okazało się, że do jaskini prowadzi gruntowa droga wysypana jakimiś odłamkami skalnymi wielkości pięści, w dodatku z ostrymi krawędziami. Podjazd pod górę był bardzo stromy, miejscami wspinaliśmy się na jedynce, a koła cały czas buksowały i traciły przyczepność. W tym miejscu drugi raz poważnie zacząłem się zastanawiać czy auto da radę i czy nie zrezygnować i zawrócić.. W połowie drogi zatrzymaliśmy się na krótką przerwę i by zrobić zdjęcia. W miejscu tym zaczynał się jeszcze bardziej stromy podjazd, który niektórzy kierowcy brali z rozpędu a i tak ledwo się wtaczali swymi ładawkami.


Postój na fotki i przebranie się (w jaskini temperatura wynosi ok 12-15 st.

W końcu udało nam się wdrapać na sam szczyt. Na górze znajdowały się kasy i coś w rodzaju schroniska połączonego z barem. Okazało się, że bilety do jaskini są koszmarnie drogie, no ale skoro już tu jesteśmy to trudno. W środku przewodnik po rosyjsku opowiadał o jaskini i wciąż poganiał nas gdy chcieliśmy zrobić parę fotek. Jaskinia nie zrobiła na mnie jakiegoś piorunującego wrazenia - uważam, że znacznie ciekawsza jest kopalnia w Wieliczce, lub jaskinie w Słowacji (wybaczcie, nie pamiętam nazwy - okolice Liptowskiego Mikulasza). Dobrze, że wybraliśmy skrócony wariant zwiedzania.


Jaskinia Marmurowa

Po wyjściu postanowiliśmy pomału ruszać w drogę powrotną. Była godzina popołudniowa, nie mieliśmy sprecyzowanego planu, więc stwierdziliśmy, że pod wieczór zaczniemy szukać noclegu przy drodze.
Jeszcze tylko morderczy zjazd szutrem w dół do wsi, przeprawa przez Symferopol i dalej już prosto w kierunku Armiańska... Tam krótki postój na posiłek i wymianę pieniędzy. Tutaj zjedliśmy swoje ostatnie czeburieki (nie pamiętam już, wspominałem co to takiego?), które smakowały nam całkiem dobrze tylko dlatego, że byliśmy bardzo głodni a w dodatku przyrządzane były na poczekaniu. Kiedy czekaliśmy na posiłek zagadały nas jakieś babuszki, pytały skąd jesteśmy. Kiedy odpowiedzieliśmy, że z Białegostoku, zaczęły dopytywać się czy to daleko od Białorusi... Czyżby skojarzenie przez podobieństwo nazw?

Dalej ruszyliśmy na północ przez Mikołajów, Woźnieńsk, Pierwomajsk, nie chcąc już pchać się do Odessy. W dodatku okazało się, że drogi tu są całkiem niezłe. Po drodze oczywiście żadnego motelu ani nic, więc nocleg znów w namiocie w całkiem przyjemnym miejscu opodal lasu. W miejscowości Ulianowka trzeba było zjechać na ekspresówkę Kijów - Odessa. I tu właśnie po raz pierwszy miałem przyjemność zetknąć się z ukraińską milicją...
Dojeżdzając do wjazdu na ekpresówkę w ostatniej chwili zauważyłem znak 'STOP'. Oczywiście po heblach, jednak wyjechałem nieco poza znak, rozejrzałem się czy droga wolna no i wjeżdzam na ekspresówkę. W tym momencie z jakiegoś budynku wybiega milicjant i macha na mnie żezłem, czyli tą swoją czarno-białą pałką. No to na pobocze, gasimy silnik i czekamy na wyrok..
Pan podszedł, coś zagadał i pyta się czemu się nie zatrzymałem. Ja kleję durnia, że nie panimaju, jednak pan był nieugięty i na migi zaczął tłumaczyć o co chodzi:) W końcu kazał wziąć dokumenty i zaprosił do jakiejś kanciapy, w której oprócz jego milicyjnej łady, biurka i dwóch krzeseł nie było niczego. Od razu skojarzyło mi się to z jakimś pokojem przesłuchań. Pan zaprosił do biurka, kazał usiąść, wyciągnął jakieś papiery i w ichnim taryfikatorze pokazuje mi, że za to wykroczenie jest mandat od 250 do ponad trzystu hrywien.. Dalej mi tłumaczy, że on teraz weźmie druk mandatu (formatu A4!), wypisze mi mandat (oczywiście wszystko cyrylicą), da mi ten mandat, ja pojadę do miasta i znajdę pocztę albo bank, zapłacę tam ten mandat i wrócę do niego i dopiero wtedy mnie puści. Oczywiście całe to tłumaczenie trochę trwało, w międzyczasie pokazywał jakieś dokumenty, które chyba miały na celu mnie dodatkowo zestresować. Wiadomym było, że i tak tego mandatu mi nie wystawi bo ani jemu ani mnie byoby to nie na rękę. No więc zaczynamy negocjacje: pytam się pana delikatnie czy nie da się jakoś na miejscu u niego opłacić. Pan się szeroko uśmiechnął i konspiracyjnym szeptem powiedział:
- U nas eto nazywajetsia 'wziatka'.
- Acha.. a skolko u was taka wziatka stoit? - spytałem równie konspiracyjnym szeptem. Pan milicjant wzruszył ramionami. Czekał na moją propozycję. Nie chciałem się długo targować więc spytałem od razu:
- Sto budziet haraszo?..
- Dawaj..
Po tych słowach wręczyłem mu ponownie swój paszport wraz ze 100hr w środku, zadowolony pan oddał mi go z powrotem, rzecz jasna bez załącznika, serdecznie podziękował i pozwolił jechać dalej. Na odchodne powiedział jeszcze z jaką prędkością można się tu poruszać oraz ostrzegł o patrolach, które stały nieco dalej. Ja zapytałem go jeszcze o to czy droga przez Żytomir i Równe będzie nieco lepsza od tej, którą jechaliśmy na Krym, ale pan stwierdził, że wsio rawno.. u nich wsie darogi harosze... Hm, OK....

Postanowiliśmy jednak spróbować i ruszyliśmy w kierunku Żytomira, z zamiarem przekroczenia granicy w Uściługu. Po drodze jeszcze kilka postojów (już nie pamiętam czy z noclegiem) i w końcu późnym wieczorem dotarliśmy do granicy. A właściwie do miasteczka przygranicznego. Oczywiście obowiązkowy zakup piwa i tańszej benzyny pod sam korek. Zbliżając się do przejścia granicznego zauważyliśmy coś w rodzaju budki strażniczej, jednak nikt nas nie zatrzymywał. W środku siedział jednak człowiek więc postanowiliśmy się zatrzymać i spytać o co chodzi.. wszak to dziki kraj, jeszcze by nas zastrzelili;) Oczywiście człowiek w budce okazał się jakimś mundurowym z nie wiadomo jakiej parafii. Poinformował nas, że mamy zapłacić opłatę ekologiczną w budce, którą minęliśmy wcześniej. Coś tam niby było, ale nikt nas nie zatrzymywał więc niczego nie płaciliśmy. Oczywiście wyjścia były dwa - albo wrócić te 2-3km i zapłacić tam, otrzymać paragon i pokazać temu gościowi albo zapłacić bezpośrednio u niego, oczywiście bez żadnego potwierdzenia i jechać dalej. Jako, że było to chyba 8hr i nie chciało mi się z nim dyskutować, dałem mu do łapy 10hr i powiedziałem żeby sobie zatrzymał resztę. Było mi już wszystko jedno i chciałem jak najprędzej przekroczyć granicę. Na odprawę stawiliśmy się około północy, była dość spora kolejka, która poruszała się w żółwim tempie. Mi coraz bardziej kleiły się oczy, w dodatku nie było możliwości się zdrzemnąć bo co chwila trzeba było podjeżdzać do przodu. W końcu dojechaliśmy do budek strażniczych, na szczęście ze strony Ukraińców nie było żadnych problemów, jedynie polska celniczka miała jakieś wątpliwości co do nas (jasne.. jedziemy z Białegostoku na drugi koniec Polski żeby przemycać papierosy...). Po chwili jednak zrezygnowała z trzepania naszych bagaży (nie wiem dlaczego.. być może przestraszyła się gdy otworzyłem bagażnik i zobaczyła upchane klamoty i brudne ubrania:D). Odbiła sobie na facecie za nami, którego zaprosiła na kanał w celu szczegółowej kontroli.


To już w Polsce. Jak wyruszaliśmy w podróż to błyszczał się jak nowy:)

Nareszcie w Polsce. Asfalt tuż za granicą cudownie gładki, oznakowania pięknie odblaskują, tylko jedno ale.... co chwila fotoradar ;( Człowiek odzwyczaił się od jeżdzenia z prędkością 50km/h i zaczęły się schody. Jazda coraz bardziej zaczęła mnie męczyć więc tuż za Zamościem zatrzymaliśmy się na przepięknym parkingu leśnym, na którym był nawet kibelek. Postanowiliśmy nie rozbijać namiotu. Mieliśmy się zdrzemnąć godzinkę i jechać dalej, ale obudziłem się ok godziny 6.00:)
Po drodze zwiedziliśmy jeszcze muzeum na Majdanku (byliśmy pierwszymi zwiedzającymi tego dnia:), zjedliśmy coś na mieście i ruszyliśmy w kierunku domu. Około południa stanęliśmy w miejscu, z którego wyruszyliśmy.. zmęczeni, głodni, brudni, ale jakże szczęśliwi i zadowoleni. Zanim wyruszyliśmy mnóstwo ludzi pukało się w głowę, sam miałem sporo obaw, ale teraz jestem pewny, że śmiało wybrałbym się tam jeszcze raz. Każdemu, kto wybiera się na Krym śmiało polecam wyprawę. My przeżyliśmy za naprawdę niewielkie pieniądze niesamowitą przygodę, poznaliśmy sporo ciekawych ludzi i nabraliśmy ochoty na kolejne wyprawy:)

W sumie pokonaliśmy ok 4200 km. Z moich obliczeń wynika, że sejko spaliło ok 200-220 litrów benzyny. Początkowo zapisywałem to skrupulatnie, ale jedno tankowanie gdzieś mi wcięło i nie jestem pewien dokładnej liczby. Średnie spalanie w granicach 5l/100km. Cena litra benzyny w przeliczeniu na złotówki to około 3zł, zawyżając w górę. Całkowity koszt benzyny zamknął się w kwocie 600zł. W sumie po podliczeniu wszystkiego wydaliśmy 1600zł (czyli po ok 800zł na osobę). To jest całkowita kwota, łącznie z kosztami noclegów, benzyny, biletów oraz jedzenia. Byłem pewien, że wydaliśmy znacznie więcej, jednak po powrocie przeliczyłem i wyszło właśnie ok 1600zł za prawie dwa tygodnie. Oczywiście dałoby się wydać znacznie więcej, dałoby się także wydać znacznie mniej. Zależy co kto oczekuje. Nam do szczęścia wystaczało w miarę porządne łóżko, prysznic oraz 'europejski' kibelek. Jeśli ktoś ma życzenie mieszkać w apartamentach z TV SAT, klimatyzacją i innymi bzdetami, niech bierze ze sobą ze trzy razy tyle forsy:)
Na jedzeniu również nie oszczędzaliśmy - jedliśmy prawie zawsze w restauracjach, czasem kupowaliśmy coś w sklepach. Tu można sporo zaoszczędzić jeśli ktoś bardzo liczy się z groszem. Ja jednak postanowiłem jeść smacznie i nie żałować sobie - poza tym w tamtejszych restauracjach jest stosunkowo tanio. Oczywiście należy unikać lokali polecanych w przewodnikach - jest tam znacznie drożej i nierzadko jedzenie jest gorsze niż w lokalu obok.
W czasie całej podróży autko spisywało się znakomicie. Nie zanotowaliśmy żadnych awarii, skończył się jedynie płyn do spryskiwaczy i trzeba go było uzupełnić wodą z rzeki zmieszaną z szamponem. Tamtejsza benzyna również nie sprawiała żadnych problemów. Nie czułem żadnej różnicy w normalnej eksploatacji. Jedynie w górach zaworki nieco stukały na podjazdach.

Jeśli uda mi się znaleźć chwilę, postaram się opisać tamtejszych kierowców i zasady panujące na ukraińskich drogach.
_________________



A czy Ty masz już darmowe assistance?
Ostatnio zmieniony przez fender 16-11-2009, 08:20, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
matej212
[Usunięty]

Wysłany: 20-09-2009, 20:37   

Fantastyczne zdjęcia, a że tak zapytam sporo ładnych kobiet w kraju było??
 
 
fender 
Nałogowiec


Dołączył: 08 Paź 2007
Posty: 457
Skąd: Białystok
Wysłany: 21-09-2009, 09:10   
   Bolid: SC 1.1 MPI


matej212 napisał/a:
sporo ładnych kobiet w kraju było??


Ja tam cały czas wpatrzony byłem w swoją kobietę..
_________________



A czy Ty masz już darmowe assistance?
 
 
karol 
wielbiciel cudzych kobiet ;)


Wiek: 36
Dołączył: 12 Paź 2008
Posty: 757
Skąd: Elbląg
Wysłany: 21-09-2009, 16:33   
   Bolid: Fiat Seicento 1.1 SPI


Wow.. kolejny podróżnik :) Tylko pogratulować, opis dokładnie i cały przeczytam jak tylko znajdę dłuższą chwilkę wolnego czasu :)
 
 
zolpi 
nówka sztuka ;)

Dołączył: 03 Lut 2008
Posty: 49
Skąd: Warszawa
Wysłany: 22-09-2009, 06:17   
   Bolid: Seicento 1,1 SPI


fender napisał/a:
Po odświerzającej


Czy to nie jest bardzo niski poziom intelektualny postu?

Że usuwa sie moje?

Panie moderator od siedmiu boleści...może przestaniesz się zgrywać z usuwaniem niewygodnych postów?


fender napisał/a:
Ja tam cały czas wpatrzony byłem w swoją kobietę..


Doprawdy, mogę mieć swoje zdanie,że nie bardzo było w co :grin:
 
 
fender 
Nałogowiec


Dołączył: 08 Paź 2007
Posty: 457
Skąd: Białystok
Wysłany: 22-09-2009, 09:33   
   Bolid: SC 1.1 MPI


Można mieć swoje zdanie.

Można nie zgadzać się ze zdaniem innych..

Ale to co ty sobą przedstawiasz to po prostu zwykłe chamstwo i brak elementarnych zasad wychowania.

Twoje posty wyleciały nie dlatego, że były niewygodne, a dlatego, że nie miały żadnego związku z powyższym tematem.
_________________



A czy Ty masz już darmowe assistance?
 
 
ToMzzi 
nówka sztuka ;)


Wiek: 39
Dołączył: 03 Paź 2006
Posty: 15
Skąd: Gdynia
Wysłany: 25-09-2009, 22:36   
   Bolid: Ford Focus, a kiedys Seicento 1.1 s


Prosze, prosze... Trzeba widze szykowac jakis spektakularny wyjazd, bo konkurencja rosnie w sile :) Gratulacje! Super opis i fotki!
Pozdrowienia z 3Miasta
_________________
"Seicento zarówno w teście czołowym przy prędkości 64 km/h oraz bocznego przy prędkości 50 km/h osiągnęło wyniki grubo poniżej obowiązujących w 2000 roku norm. Zarówno pasażer, jak i kierowca mają małe szanse na przeżycie wypadku w tym samochodzie..."
 
 
 
MarcinPna 
Bywalec


Wiek: 34
Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 73
Skąd: Pszczyna
Wysłany: 27-12-2009, 13:04   
   Bolid: Seicento


no ładnie :)
Fajnie wszystko opisałeś mi się bardzo podoba to co nam pokazałeś ;)

tez będę musiał się gdzieś wybrać z moja kobietą i zdać relacje

A mówi się ze seicento to miejskie autko ... :)

gratuluje i pozdrawiam :)
_________________
Mój czarny sej -- Zapraszam --
 
 
kielonn 
Bywalec


Dołączył: 29 Paź 2009
Posty: 93
Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 27-12-2009, 14:36   
   Bolid: Fiat Seicento


nie no travel jak widac mega ;) az mam ochotę wziąć mój bolid i polecieć gdzieś w ciepłe miejsca;-D
_________________
One live, one love, one game !



Pomógł nie boli ; )
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group - anime - Mapa Forum